Prezydent Donald Trump udał się wczoraj z Białego Domu pod kościół, w którym podczas niedzielnych demonstracji wzniecono ogień.
Przed wizytą prezydenta policja usunęła manifestantów z miejsca gwałtownych protestów.
Gdy Donald Trump ogłaszał, że jest prezydentem prawa i porządku i zapowiadał możliwość użycia sił zbrojnych dla uspokojenia sytuacji w kraju do Białego Domu dobiegł głośny dźwięk wybuchów. To policja i wojsko usuwały protestujących z pobliskiego Parku Lafayette’a, gdzie dzień wcześniej demonstranci wzniecali pożary i obrzucali kamieniami policję.
Na północnym trawniku Białego Domu stalli uzbrojeni funkcjonariusze Secret Service z psami. Prezydent wraz z grupą doradców wyszedł na zewnątrz i udał się na piechotę do pobliskiego Kościoła Episkopalnego Świętego Jana, gdzie w piwnicy demonstranci próbowali wzniecić pożar, który został szybko ugaszony.
Donald Trump obejrzał zniszczenia w północnej części Parku Lafayetta, po czym stanął obok kościoła trzymając w ręce Biblię. Pytany co czuje odpowiedział, że Ameryka jest najwspanialszym krajem na świecie. Następnie ruszył w kierunku swojej rezydencji przechodząc przez szpaler funkcjonariuszy policji.
Amerykańscy dziennikarze od lat akredytowani przy Białym Domu mówili, że nigdy nie obserwowali tego typu wydarzenia.
IAR, AMERYKA PO POLSKU