W wielu kulturach matka kojarzone jest ze świętością – tą, która daje życie.
Niestety w kulturze zachodu częściej niż by się chciało, spotyka się matki toksyczne, niebezpieczne, czy po prostu złe. Jednak w dalszym ciągu narzekanie na rodzicielkę, jest, w najlepszych wypadku źle widziane.
Spokojne życie i codzienność potrafi przerwać jeden telefon, czy wizyta, która niweczy spokój i porządek, przywołuje stresy dzieciństwa i otwiera zasklepione rany. Wizyty u psychoterapeutów są kosztowne i czasochłonne, a matki ciągle nie daje się skutecznie odciąć.
Skuteczne przecięcie pępowiny leży wyłącznie w rękach skrzywdzonej córki, czy syna. Nie pomoże tu separacja, unikanie kontaktu i rozmów, o ile wewnętrzna więź nie zostanie przecięta. Do tego trzeba dojrzałości i uświadomienia sobie, że nasze życie należy do nas samych, a nie rodziców.
Nie ma potrzeby hodowania w sobie poczucia winy, czy krzywdy. Dzieciństwo minęło, blizny trzeba zaakceptować i iść dalej, bogatszą o doświadczenia, które pomogą uniknąć pułapek. Warto dać sobie przestrzeń na emocje, obserwować je, ale się nie poddawać – są drogowskazem, nie pojazdem.
Matka jest tylko człowiekiem. Nawet ta najbardziej krzywdząca miewała dobre chwile, a ta najlepsza nie zawsze byłą ideałem. Czas zostawić to za sobą i ruszyć samodzielnie.