Paliwo zrzucane z samolotu – co się z nim dzieje

505

W powietrzu zdarzają się sytuacje, w których samoloty muszą się pozbyć nadmiaru paliwa. Brzmi dziwnie, ale kiedy pomyślimy o lądowaniach awaryjnych, które nie są wcale rzadkością i o pozbywaniu się balastu, oraz łatwopalności paliwa lotniczego – zdziwienie mija.

Zastępuje je pytanie, co dzieje się z takim zrzuconym paliwem? Czy spryskuje obficie ludzi na ziemi, budynki i to co, akurat ma pecha żyć i rosnąć w sferze zrzutu?

Gdyby tak było, zalewne każdy z nas choć raz wżyciu doświadczyłby deszczu benzyny. Takiego przeżycia nie dałoby się łatwo zapomnieć, a spryskany pechowiec znajdujący się pobliżu źródła ognia, mógłby już niemieć okazji opowiedzieć o wrażeniach. Tymczasem procedura pozbywania się nadmiaru paliwa obwarowana jest rygorystycznymi przepisami i zasadami, których trzymać się musi sztywno, personel każdego samolotu.

Przede wszystkim, małe samoloty nie mają nawet takiej możliwości. W ich przypadku wystarcza kilkukrotne okrążenie miejsca lądowania, żeby zapasy spalić w silnikach. Jeżeli nie ma na to czasu, mają rozwiązania konstrukcyjne, które sprawiają, że nawet nagłe lądowanie z większym ciężarem przebiega z decydowanej większości przypadków, całkowicie bezpiecznie.

 

Duże samoloty są wyposażone w specjalne systemy zrzutu. Kiedy dojdzie do sytuacji, w której konieczne jest pozbycie się balastu, po przyciśnięciu odpowiedniego przycisku, paliwo jest rozsiewane w postaci drobnej mgiełki z dysz umieszczonych na skrzydłach maszyny. Benzyna lotnicza jest bardzo wysoko oczyszczona, więc szybko odparowuje.

W rzadkich sytuacjach, kiedy konieczne jest zrzucenie paliwa na niższej wysokości, musi być to wykonane nad lądem, na obszarze odległym od zamieszkałego, o określoną przepisami ilość kilometrów. Takie strefy są wyznaczone przy każdym z istniejących lotnisk i to tam kierowane są prze Wieżę Kontroli Lotów, samoloty, które znalazły się w tarapatach.

Oczywiście, w historii zdarzały się przypadki, kiedy nieprawidłowo zrzucone paliwo spadało w postaci płynnej na budynki, czy tereny zamieszkałe. Są one, jednak ekstremalnie rzadkie, a w efekcie owocują licznymi pozwami i kolosalnymi odszkodowaniami wypłacanymi przez linie lotnicze. Ostatni miał miejsce w roku 2020.