Przydałoby się porządne sprzątanie. W rankingu najbrudniejszych miast Chicago plasuje się obok Bostonu, Atlanty, Waszyngtonu, Miami, San Francisco czy Phoenix.
W ubiegłym roku portal cheatsheet.com okrzyknął Chicago czwartym najbrudniejszym miastem Stanów Zjednoczonych. Na szczycie zestawienia wylądował Nowy Jork, tuż za nim uplasowały się Los Angeles i San Bernardino.
Nie wszyscy mieszkańcy Chicago zgadzają się z zarzutem, że jest tak źle. Bo tragicznie nie jest – nie na wszystkich ulicach metropolii walają się śmieci. Ale tych ulic, na których aż roi się od niedopałków papierosów, puszek po napojach, resztek opakowań, toreb i torebek foliowych jest zdecydowanie za dużo.
Dlaczego jest tak brudno? Odpowiedź na to pytanie jest banalnie prosta. W Chicago jest nas zdecydowanie za dużo. Za bardzo zaprzyjaźniliśmy się ze szczurami, myszami i karaluchami. Na szczęście powietrze, którym oddychamy, jest czyste.
Co więcej w Chicago jest za mało koszy na śmieci. Nie tych domowych, które ukrywamy w garażach. Brakuje koszy ulicznych. Takich, do których moglibyśmy wyrzucić to, co akurat w danej chwili mamy ochotę wyrzucić. Takich, których na ulicach Wietrznego Miasta ze świecą szukać. Nic dziwnego, że w centrum śmieci zalegają przy przystankach autobusach i na peronach kolejki miejskiej. Nikomu nie chce się ich upychać w kieszeniach i transportować do najbliższego kosza, który zazwyczaj jest o drugiej stronie ulicy. Nie chce się i koniec.