O ile pytanie „kim chcesz zostać, kiedy dorośniesz”, nie dziwi nikogo i jest dzieciom zadawane nader często – jakby mały człowiek był w stanie określić swoją przyszłość, to o tym co się stanie z naszym ciałem po śmierci, mało kto chce rozmawiać.
Podobne pytanie mogłoby zostać uznane za gruby nietakt. Tymczasem, przecież śmierć jest częścią życia i nieuchronnie, każdemu z nas przyjdzie przekroczyć tę najbardziej tajemnicza z zasłon.
O ile w Ameryce dowolność rodzaju pochówku jest dość spora, a między tradycyjnym pogrzebem, a wsparciem rafy koralowej jest jeszcze szereg możliwości, o tyle w Polsce sprawa się mocno komplikuje. Wszystko przez to, że urzędnicy od ponad 60 lat nie mieli czasu, chęci i natchnienia, żeby zająć się ustawą o pogrzebach. Obecnie dopuszcza ona jedynie kremację, pochówek w katakumbach, tradycyjny na cmentarzu lub – co może zaskoczyć, zatopienie ciała w morzu.
Obowiązująca w Polsce ustawa pochodzi bowiem ze stycznia roku 1959 i nijak nie przystaje ani do zmian kulturowych, światopoglądowych, mentalnościowych, ani do zmian klimatu, czy realnego problemu jakim staje się kłopot ze znalezieniem miejsc na cmentarzach i miejsc pod kolejne. Wszak ludzie umierają i umierać będą, a Ziemia się nie rozrasta.
Tymczasem na świecie coraz bardziej popularne stają się łąki pamięci, gdzie można rozsypać prochy zmarłych. Podobną rolę pełnią lasy pamięci, które można spotkać już w sąsiednich Niemczech. Tam można wykupić na własność miejsce pod drzewem, lub skorzystać z miejsca ogólnego. Kilka lat temu wiele Polek i Polaków tęsknie zaczęło wzdychać za nowatorskim wtedy wynalazkiem – urną z młodą siewką drzewa, które mogłoby rosnąć czerpiąc z prochów zmarłego, jako żywa po nim i wspierająca środowisko pamiątka.
Niestety w Polsce, póki co możliwe są jedynie kamienne lub ziemne nagrobki, ewentualnie przechowywane w kolumbariach urny. Próżno liczyć na zostanie po śmierci diamentem wypieczonym z własnych prochów, drzewem, czy częścią łąki pamięci, albo choćby morza, gdzie można by pływać wraz z harcującymi delfinami.
Ludzkie zwłoki wcale nie są przyjazne środowisku i pomijając kwestę braku miejsca, pamiętać należy, że wielu zmarłych przyjmowało za życia agresywne leki, wielu też ma w ciele części zamienne z silikonu, tytanu, czy innych substancji. Wraz z ciałem trafiają one w stanie niezmienionym – o ile zwłoki nie zostaną poddane kremacji, do środowiska, na które wywierają dalszy, szkodliwy wpływ.
Póki co pragnąc być pochowanym w ojczyźnie ma się niewielki wybór i żadnych możliwości być po śmierci zero waste – chyba, że ciało zapisze się studentom, w imię nauki. Jednak świadomość rośnie i należy mieć nadzieję, że urzędnicy wezmą się wreszcie za ustawę sprzed ponad 60 lat, która, nomen omen, już dawno temu powinna zostać skremowana.
MT