Takie odkrycie zdarza się raz na kilka dekad. Konserwatorzy Szkockiej Galerii Narodowej znaleźli nieznany wcześniej autoportret Vincenta van Gogha. Znajduje się z tyłu innego obrazu: portretu chłopki.
Pod warstwami kleju i kartonu krył się sekret, odkryty dopiero teraz, po niemal 140 latach. „Byliśmy tacy podekscytowani! W życiu konserwatora coś takiego zdarza się raz, może dwa razy” – mówi Lesley Stevenson, konserwatorka Szkockiej Galerii Narodowej. Galerii, która do niedawna miał trzy obrazy Holendra. A teraz ma już cztery.
Z jednej strony – słynna głowa chłopki z południowej Holandii. Ciężki los przedstawiony przy pomocy ciemnych barw, bardzo odmiennych od tych, których malarz użyje później, by malować francuskie pola pszenicy. A z drugiej strony – autoportret Van Gogha. „Malarz był bardzo biedny, nie stać go było na wynajęcie modeli, a siebie jako modela mógł wykorzystywać do woli. Poza tym autoportrety były dla niego narzędziem by rozwijać się jako twórca portretów. Bo tym właśnie chciał być: wielkim portrecistą” – tłumaczy Polskiemu Radiu Ernst Vegelin Van Claerbergen, dyrektor słynnej londyńskiej galerii Courtalud, specjalizującej się między innymi w postimpresjonizmie.
Niewykluczone, że oba działa da się rozdzielić, choć będzie to wymagać chirurgicznej precyzji. Ale dzięki technologii dzieło będzie oglądać już za dwa tygodnie. W Szkockiej Akademii Sztuki Vincentowi będzie można spojrzeć w oczy dzięki specjalnie przygotowanemu zdjęciu rentgenowskiemu dzieła.
IAR