Polityka nienawiści

Niedzielne  poranki w amerykańskich miastach wyglądają zazwyczaj tak samo. Kawa, donut i wiadomości w Amerykańskiej telewizji. Szczątki informacji mieszają się z zapachem świeżo parzonej kawy.

Ktoś kogoś zabił, ktoś do kogoś się włamał, lekarstwa na raka nadal nie udostępniono do obrotu na rynku. Kim Kardashian przewróciła się o własne, dwunastocentymetrowe szpilki, sponsorowane przez czerwoną podeszwę. Kolejna dieta cud już niedługo zmieni życie nas wszystkich.

Życie. Łyk kawy. Pycha

Tamten niedzielny ranek był trochę inny. Pani w telewizorze, w idealnie zrobionym makijażu, beznamiętnie poinformowała, że na Florydzie, w mieście Orlando, szaleniec zastrzelił w klubie dla gejów 50 osób, a kolejnych (około) 50 postrzelił. Kubek pełny kawy ląduje na podłodze. Widz biegiem ruszył w kierunku  telewizora.
Jak to?
Dlaczego?
Kto?
Czy to już terroryzm, czy jeszcze dzieciak wychowywany przez gry wideo. Prowadząca powtarzała jak mantrę „klub dla gejów” podnosząc wprost proporcjonalnie  oglądalność programu. Muzułmanin strzelał. Chyba. A może nie? W głowie burza.
Pojawiają się słowa:
„Ten gnojek!”
„Zabić go!”
„Wiedziałam, że tak będzie!”
„Nadzieja w nowym prezydencie”.
Tak właśnie, moi drodzy, buduje się politykę nienawiści. Wciskana jest nam pod skórę, wpuszczana do krwioobiegu. Ludzie zginęli. Koniec i kropka. A czy byli czarni, biali, czy fioletowi? Moglibyśmy się zastanowić jakie ma to znaczenie, i czy w ogóle ma. W ciągu kilkunastu godzin od strzelaniny media doskonale  zamieniły się miejscami z policją. Wiedziały kto strzelał i z jakich przyczyn. Z ojca zamachowca, w trybie natychmiastowym, zrobiono osobę publiczną, który w obronie syna stwierdził „bo to wszystko przez to, ze mój syn widział kilka dni wcześniej dwóch przytulających się gejów i coś w nim pękło”. Ok, pękło. Mógł pójść pograć w koszykówkę, wybiegać, wykrzyczeć nad przepaścią lub się w nią rzucić. W wolnym kraju miał do dyspozycji pełen wachlarz możliwości. Wybrał inną drogę. Tamtego dnia spokojnie umył się, ubrał, schował portfel do kieszeni i poszedł do sklepu. Patrząc na broń czuł ucisk w żołądku i pojawiła się myśl, że za chwilę się to stanie, zostanie panem sprawiedliwym i zrobi porządek z tym popapranym światem. Kasjer nie zadał sobie trudu by sprawdzić, czy szaleniec był karany czy nie. Ważne żeby kasa się zgadzała, może będzie bonus. Kilka godzin później oprawca bez problemu wchodzi z pół automatycznym karabinem do teoretycznie strzeżonego klubu nocnego i zaczyna strzelać. Na oślep. Odbiera godną śmierć, ale rodzi bohaterów których zdjęcia obiegną w krótkim czasie cały świat. Powstanie kilka tysięcy nowych kont na Facebooku, Twitterze, Instagramie, ktoś kupi kolejną broń, zostanie wystawione całe mnóstwo recept na leki na depresję. Maszyna nienawiści ruszyła, napędza amerykański rynek, i czy tego chcemy czy nie, bierzemy w tym udział. Smutne.

Następna niedziela. W wiadomościach ta sama pani z równie beznamiętnym spojrzeniem w oczach powie nam o tym, że już zaczynają się przygotowania do 4th of July. Z idealnie pomalowanych ust popłyną statystyki ile osób będzie podróżowało, ile zostanie w domach a ile ginie co roku w obchodach dnia zwycięstwa.

Łyk kawy. Życie toczy się dalej

SKOMENTUJ

Dodaj komentarz
Wpisz swoje imię