PRL – pielęgnacja twarzy i włosów w blasku komuny

Minione czasy PRL, co starsi wspominają z rozrzewnieniem. Choć ta epoka współcześnie wydaje się równie odległa, co szumiące lasy paproci drzewiastych, które znamy z autopsji jako węgiel kamienny, to jednak aż tak odległa w czasie nie jest.

Jak w epoce kilometrowych kolejek po papier toaletowy, pochodów pierwszomajowych i akademii na cześć, radzono sobie z pielęgnacją cery i włosów? Odpowiedź jest prosta – naturalnie!

W tamtych czasach, w lodówkach w obfitości występowało przede wszystkim światło – pod warunkiem, że żarówka się akurat nie przepaliła, a nową trzeba było sprowadzać przez Caritas, albo od cioci, która po wojnie wyemigrowała do Ameryki. Po światłem, powszechnie dostępne były jajka, jako, że wiejskich kur ustrój nie interesował, i tak jak od wieków – robiły sobie z niego jaja. Poza jajkami w sklepach bez większego problemu można było dostać ocet spirytusowy i denaturat. Czasem, przy odrobinie szczęście trafiało się tez piwo.

Denaturat pomińmy dyskretnym milczeniem, choć niejednemu pozwolił zachować dobry humor w tych ciężkich czasach,. Skupmy się na jajkach, piwie i occie. Jakieś pomysły? Nie? No cóż, w tamtych czasach nasz gatunek, zmuszony radzić sobie w szarej rzeczywistości, wykazywał się sporą kreatywnością. Z niej możemy skorzystać i dziś.

Maseczka z żółtek

Maska do włosów ż roztrzepanych żółtek zastępowała doskonale znane z drogeryjnych półek, odżywki. Likwidowała łupież, wzmacniała włosy, czyniła kosmyki gładkimi i łatwymi w rozczesywaniu. Wystarczyło potrzymać miksturę na głowie przez pół godziny i pamiętać, żeby spłukiwać ją letnią wodą. Inaczej istniało ryzyko prawdziwej jajecznicy na głowie.

 

Płukanka piwna

Po pozbyciu się z włosów jajecznej maski, należało je spłukać niepasteryzowanym piwem, zmieszanym z wodą w proporcjach 1:1. Taki zabieg nadawał włosom miękkość i blask. PO zastosowaniu płukanki włosy należało już tylko wysuszyć i ułożyć – na modnego w tamtych czasach „aniołka”, czy „pazia”.

Ocet nie tylko do galarety

Jedyny produkt, który w czasach słusznie minionych, występował w sklepach w obfitości i pod dostatkiem, to ocet spirytusowy. Jego nie brakowało nigdy. Zaradne gospodynie dodawały go nie tylko do galartu – czyli popularnej galarety z wieprzowych nóżek i ogonów, czy marynowania zbieranych jesienią grzybów, ale także do pielęgnacji włosów i cery. Nic dziwnego, przecież naturalne pH skóry jest lekko kwaśne, a powszechnie stosowane mydła i szampony mają odczyn zasadowy.
Ocet był zbawienny przy łupieżu,swędzeniu skóry głowy, czy nadmiernym przetłuszczaniu. Pomagał też w walce z łojotokiem i trądzikiem młodzieńczym. Wystarczyło go, podobnie jak piwo, zmieszać z wodą w proporcjach 1:1 i płukać włosy, czy przemywać skórę wacikiem, omijając starannie okolice oczu.

Pragnąc sięgnąć do sposobów naszych przodkiń z czasu PRL, warto zastąpić ocet spirytusowy jabłkowym. Zbawienny wpływ na cerę i włosy, delikatniejszy zapach i działanie, na pewno doceni niejedna Pani i niejeden Pan, którzy czasy komuny znają tylko z podręczników historii.

SKOMENTUJ

Dodaj komentarz
Wpisz swoje imię