Samotność niejedno ma imię, a życie pisze absurdalne scenariusze

299

Meirivone Rocha Moraes, brazylijska 30 kilkulatka, czuła się wyjątkowo samotna.

Ponad wszystko pragnęła założyć rodzinę, ale żaden z mężczyzn nie wydawał się kandydatem odpowiednim na wybranka serca. Kiedy przygniatają problemy i samotność, najlepiej wyżalić się mamie – ta zawsze znajdzie rozwiązanie.

Mama Meirivone nie była tu wyjątkiem. Postanowiła załatać zranione serce córki, złapała zatem za igłę i nitkę i ….

Uszyła sobie zięcia, które go nazwała Marcelo. Naturalnych rozmiarów szmaciana kukła natychmiast podbiła serce samotnej Brazylijki. Swoją historią podzieliła się z widzami krajowych mediów mówiąc:

„Kiedy moja mama stworzyła Marcelo i po raz pierwszy mi go przedstawiła, zakochałam się w nim. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Gdy pojawił się w moim życiu i wszystko nabrało sensu”

 

Miłość potrafi spaść jak grom z jasnego nieba. Szczególnie, kiedy dotknie dwóch osób naraz, nierzadko kończy się to ślubem. Nie inaczej było w przypadku Meirvone i Marcelo. Para zorganizowała huczne wesele, na które zaproszono 250 gości. Nie wiadomo, wprawdzie, co o tym sądził Pan Młody, bo nie był chętny do udzielania wywiadów, ale brak protestu z jego strony, można uznać za zgodę.

Po weselu para wybrała się w romantyczną podróż do Rio de Janeiro i niedługo potem, jak to bywa po podróżach poślubnych, doczekała pierwszego potomka.

Niemowlę, którego płci nie ujawniono – prawdopodobnie jeszcze trwają ustalenia, jest niezwykle podobne do ojca. Ma szereg zalet. Nie płacze, nie wrzeszczy, daje spać w nocy i nie wymaga karmienia. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że w jego pojawieniu się na świecie, niebagatelny udział miała teściowa Marcelo.

Meirivone życzymy szczęścia w tej, na miarę szytej rodzinie.

MT