Spokój jest w każdym z nas – Tenzin Wangyal Rinpocze uczy jak go znaleźć

Fot. YouTube

Tenzin Wangyal Rinpocze, mistrz tradycji Yungdrung Bon, założyciel i duchowy przewodnik Instytutu Ligmincza funkcjonującego, między innymi w podwarszawskiej Wildze, autor książki „Prawdziwe źródło uzdrowienia”, chętnie dzieli się wiedzą.

Ten świecki mnich, mąż i ojciec dwóch synów łączy w sobie tradycję buddyjskiej duchowości ze znajomością życia codziennego ojca rodziny i pracującego mężczyzny świata zachodniego.

Tenzin upatruje przyczyny wszelkich chorób i cierpień w próbach udowadniania, że jest się kim innymi, żeby zadowolić bliższe i dalsze otoczenie i spełnić oczekiwania świata. Jak mówi – „Kiedy jesteś całkowicie sobą, nic nie może cię dotknąć, wpłynąć na ciebie. Ale kiedy próbujesz być kimś innym, wtedy to wymaga od ciebie ogromnego nakładu energii i pracy nad utrzymaniem tej innej tożsamości”. Twierdzi też, że tak jak każdy człowiek nosi w sobie cierpienie, tak i lek na nie. Nim jest, zdaniem Rinpocze, bycie sobą w każdym rozumieniu tego pojęcia. O tym też traktuje jego książka „Prawdziwe źródło uzdrowienia”.

 

Tradycja Bon, z której wywodzą się wszystkie odłamy buddyzmu tybetańskiego, zakłada, że będąc w kole Samsary, wszyscy doświadczamy mniejszego, lub większego cierpienia. Przy czym buddyzm jako takie traktuje każdą nadmierną ekscytację. Ludzie próbują łagodzić ból, szukając szczęścia. Zmieniają pracę, wchodzą w nowe związki, próbują hobby. Drogi są różne, ale praprzyczyna zawsze ta sama – szukają szczęścia na zewnątrz, nigdy w samych sobie. Tymczasem źródło równowagi i harmonii każdy nosi wewnątrz siebie.

Zdaniem Nauczyciela ten stan rzeczy pogłębia cywilizacja zachodnia i powszechne trendy pogoni za dobrami materialnymi. W świecie liczą się siła, władza i bogactwo. Przyczyny tego upatruje w upadku autorytetów i poluzowaniu rodzinnych więzi pokoleniowych. Jak mówi – trend zauważalny jest również na Wschodzie. Jednocześnie przyznaje, że sam próbuje rozpracować koncept bycia prawdziwym sobą – „Kiedy jesteś całkowicie sobą, nic nie może cię dotknąć, wpłynąć na ciebie. Ale kiedy próbujesz być kimś innym, wtedy to wymaga od ciebie ogromnego nakładu energii i pracy nad utrzymaniem tej innej tożsamości. Jedno kłamstwo pociąga kolejne, bo musisz wkładać wiele wysiłku w to, by utrzymać, obronić i uwiarygodnić to pierwsze. A te kłamstwa nie tyle dotykają ciebie, co wszystkich dookoła”.

Współczesność to epidemia chorób cywilizacyjnych, w tym i tych dotykających duszy. Powszechne są nerwice, lęki i depresje. Tenzin Wangyal uważa, że choć historycznie obecne były w świecie od wieków, to współcześnie przybierają niespotykaną siłę. Przyczyny upatruje w zmęczeniu, zagubieniu i ciągłej presji, jakiej poddawani są ludzie – stąd też zainteresowania niosącymi nadzieję i ukojenie naukami Wschodu. Jednocześnie wskazuje, że nie należy ignorować bólu.

„Trudno jest zaprosić do siebie ból, ale przecież on już w nas jest, po prostu ignorujemy jego obecność” – mówi w rozmowie z dziennikarką „Zwierciadła”. Wskazuje też, że choć to trudne, z bólem , własnym cierpieniem trzeba się skonfrontować, bo to może być jedyną szansą rozwiązania problemów. Namawia też do częstego i szczerego kontaktu z naturą – przecież wszyscy jesteśmy jej dziećmi.

 

Co zaskakujące dla człowieka Zachodu Rinpocze propaguje też „nicnierobienie”. Wbrew presji nakazującej ciągły pęd, bieg donikąd, pogoń za nieuchwytnym, zaleca wtopienie się w rzeczywistość i wsłuchanie w siebie, we własne potrzeby. Takie chwile bez poczucia winy dają szansę na wsłuchanie się we własne wnętrze i poczucie jedności z samym sobą. W przeciwieństwie do dualizmu, w którym przywykliśmy żyć.

„Ludzie nie cenią zwykłych rzeczy, bo uważają, że istnieją jedynie poprzez innych, są widzialni tylko poprzez uwarunkowania towarzyskie. A nasze prawdziwe „ja” objawia się w ciszy i spokoju, dopiero wtedy jesteśmy w stanie wejść w to bycie, kiedy nasz umysł jest otwarty, ale niebodźcowany w sytuacjach towarzyskich czy społecznych. A tak wygląda na co dzień nasze życie. Ludzie jadą na wakacje, by nic nie robić i odpocząć, ale są tak zestresowani tą sytuacją, że zachowują się tak jak zawsze, czyli gonią od jednej atrakcji do drugiej” – mówi.

W codziennym pędzie nietrudno zgubić siebie. Czasem, zamiast łykania kolejnych pigułek w różnych kształtach i kolorach, które przynoszą chwilową jedynie ulgę, warto wygospodarować w ciągu dnia 10 – 15 minut na pobycie z samym sobą. Nie musi być to medytacja. Na początek wystarczy trwanie w spokoju i wewnętrznej ciszy.

MT

SKOMENTUJ

Dodaj komentarz
Wpisz swoje imię