Rankiem 26 stycznie 1972 roku jugosłowiańska stewardessa Vesna Vulović, rozpoczęła rutynowy dzień pracy. Jeszcze nie podejrzewała, że zamieni się on w prawdziwy horror, który zmieni jej życie na zawsze.
Tego dnia, kilka minut po godzinie 16 należący do jugosłowiańskich linii lotniczych McDonnell, Douglas DC-9 przelatywał nad Czechosłowacją. Niewielki samolot z niespełna 30 osobami na pokładzie, przelatywał z Kopenhagi do Zagrzebia, na zwykłej wysokości 10 000m nad powierzchnią ziemi. Nagle kadłubem wstrząsnęła potężna eksplozja, rozrywając go na dwie części. Krótko potem na wzgórzach okalających miejscowość Srbská Kamenice, wstrząśnięci mieszkańcy odkryli 27 martwych ciał i ku swojemu zaskoczeniu, żywą jeszcze Vesnę Vulović – bardzo ciężko ranną.
Pęknięta czaszka, wylew krwi do mózgu, połamane obie nogi, pęknięta miednica, zmiażdżone trzy kręgi, pogruchotane żebra – niektórzy nazywają to szczęście. Sama ocalała do kończ życia twierdziła, że przeżycie katastrofy było jej przekleństwem.
Jednak, jak to możliwe, że przetrwała wybuch bomby na pokładzie i upadek z wysokości 10 km, bez spadochronu? Sama Vulović twierdzi, że ostatnie co pamięta, to jak wsiadała na pokład samolotu w Kopenhadze. Godzinę później krzyczącą z bólu kobietę odnalazł we wraku były niemiecki żołnierz Bruno Honke. W czasie II wojny światowej służył jako sanitariusz na froncie, więc wiedział jak postępować z ciężko rannymi.
„Nikt nie wie, dlaczego przeżyłam. Jeden lekarz powiedział, że uratowało mnie niskie ciśnienie krwi. Tak po prawdzie to z tego powodu w ogóle nie powinnam dostać pracy stewardesy, ale przed komisją lekarską wypiłam dużo kawy. Podczas wypadku podobno straciłam szybko przytomność po dekompresji, a potem moje serce nie pękło” – mówiła sama Vesna Vulović, opowiadając o katastrofie.
Po dwóch tygodniach śpiączki cudem ocalała wybudziła się i z podanej jej gazety, dowiedziała co się wydarzyło. Po półtoramiesięcznym leczeniu w szpitalu w Pradze samolotem przetransportowano ją do Belgradu. Odmówiła przyjęcia środków uspokajających przed wejściem na pokład. Nie pamiętając niczego z katastrofy nie miała obaw przed lataniem. Wręcz przeciwnie – chciała wrócić do pracy stewardessy – jak wspominała po latach.
Nie było jej dane już nigdy wrócić do pracy na pokładzie. Zdaniem lekarzy nie pozwalał na to stan zdrowia Vesny. Ona sama twierdziła, że obawiają się o je stan fizyczny. Resztę kariery zawodowej spędziła za biurkiem, negocjując kontrakty cargo. Bombę w samolocie prawdopodobnie podłożyli ustasze – chorwaccy nacjonaliści. Do końca życia zmagała się z fizycznymi i psychicznymi skutkami katastrofy, które dotknęły także jej najbliższych. Nie mogła mieć dzieci, a ciąża niemal skończyła się jej śmiercią. Płód nie przeżył. Z powodu stresów i biedy, gdyż cały majątek został przeznaczony na leczenie, przedwcześnie zmarli też rodzice ocalałej. Sama zwykła mówić
„Nie jestem szczęściarą. To nie było szczęście. Wszyscy tak myślą, ale się mylą. Gdybym miała szczęście, to nie byłoby mnie w tym samolocie, a moi rodzice by żyli” – mówiła w wywiadzie w latach 90.
Vesna Vulović zmarła samotnie w 2016 roku we własnym mieszkaniu.
MT
Posłuchaj podcastów: