Rezyliencja – sposób na życiowe kataklizmy

76

Czym jest egzotycznie brzmiąca rezyliencja? Jak mówi słownik, to:

„umiejętność lub proces dostosowywania się człowieka do zmieniających się warunków, adaptacja do otoczenia, uodpornianie się, plastyczność umysłu, zdolność do odzyskiwania utraconych lub osłabionych sił i odporność na działanie szkodliwych czynników. Zdolność do regeneracji po urazach psychicznych”

 

Faktycznie, rezyliencja to nic innego jak umiejętność konstruktywnego radzenia sobie z życiowymi wyzwaniami, problemami, a nawet tragediami. Umiejętność oparta na optymistycznym postrzeganiu toku życia, zostawieniu obciążających problemów za sobą i podnoszeniu po upadkach. Sprzyjają jej cechy charakteru, ale także wsparcie społeczne.

Choć rezyliencji sprzyja równowaga psychiczna i wrodzony spokój, to można się jej nauczyć.  Nie musi być to droga łatwa, ale nagroda, jaka czeka z pewnością warta jest starań. Podstawą jest budowanie umiejętności świadomej pracy z emocjami. Paradoksalnie łatwiej przychodzi to osobom które mają większy bagaż trudnych przeżyć. Pozwoliły one się wcześniej zahartować.

Podobnie osoby które przeszły psychoterapię i nauczyły się nawigacji po swoim wnętrzu, łatwiej opanują sztukę rezyliencji. Jednak i te z mniejszą świadomością, wyższym poziomem lęku i bardziej pesymistycznym nastawieniem mogą się nauczyć konstruktywnego radzenia sobie z sytuacjami krytycznymi i  życiowej elastyczności.

Warto zacząć od obserwowania własnych emocji w sytuacjach trudnych. Co je wywołuje? Kiedy się pojawiają i jakie są w reakcji na różne wydarzenia? Jakie dominują? Już taka pozycja analizy swoich reakcji pozwoli na zrozumienie ich istoty. Kryzysy zdarzają się w życiu każdej osoby – mniejsze i większe, ale nie da się ich całkowicie uniknąć.

Niezwykle ważna jest umiejętność dostrzegania dobrych stron w najtrudniejszych nawet sytuacjach. Niekoniecznie w chwili,w  której się je przeżywa, a cierpienie przytłacza. Później.  Można patrzeć na najtrudniejsze z przeżyć jak na szansę na nowe życie, zbudowanie od nowa. Tragedia już się wydarzyła, czasu nie da się cofnąć, trzeba iść dalej i tu są dwie drogi. Można albo iść, starając się budować coś nowego i lepszego, albo zostać na zgliszczach dawnego życia pogrążając się w rozpaczy. Ten wybór ma każde z nas. Wybór czasem jest jedynym, co pozostaje. I od niego można zacząć.

 

Nie oszczędzajmy dzieciom przykrości. Nie usuwajmy każdej kłody sprzed nóg. Tak wychowywane nie będą umiały radzić sobie z przeciwnościami. Pozwólmy im na małe, kontrolowane potknięcia. To one budują siłę. Jak obtarte kolana, czy łokcie i rozbite nosy uczą równowagi przy chodzeniu, a potem bieganiu, nie czyniąc wielkiej krzywdy, tak ich psychiczne odpowiedniki dają hart ducha, który w przyszłości zaprocentuje.

Nauczmy się tez cieszyć, o ile tę umiejętność zatraciliśmy. Drobiazgami, jak promień wiosennego słońca, smak ulubionego ciasta, czy spotkanie dawno nie widzianych znajomych.  W kryzysie będziemy potrafili docenić każdy ciepły gest i każde wsparcie, a w takich chwilach to one tworzą fundamenty pod dalsze życie.

MT