Smuga kondensacyjna pozostawiona przez międzykontynentalny pocisk balistyczny, wystrzelony z Korei Północnej, wzbudziła poruszenie.
Tym razem rakieta wylądowała w przybrzeżnych wodach Japonii. Jednak jej zasięg pozwalał na dotarcie do kontynentalnej części Stanów Zjednoczonych.
„Analizowaliśmy trajektorie lotu. W zależności od użytej głowicy i masy rakiety, może pokonać odległość 15 tysięcy kilometrów. Czyli jest w stanie dotrzeć do terytorium Stanów Zjednoczonych” – mówił w piątek Yasukazu Hamada, minister obrony Japonii.
Hirokazu Matsuno, szef gabinetu premiera Japonii przekazał, że w sytuacji niepokojących zachowań komunistycznej Korei Północnej „rząd ściśle współpracuje z Organizacją Narodów Zjednoczonych oraz Stanami Zjednoczonymi i Koreą Południową”.
W związku z tym wydarzeniem USA zwołały spotkanie kryzysowe z udziałem liderów Japonii, Korei Południowej, Kanady, Australii i Nowej Zelandii w Bangkoku.
Incydent stanowczo potępiła Kamala Hariis, wiceprezydent USA. Wraz z reprezentantami spotkaniai ostro skrytykowała w piątek start na pilnym spotkaniu zwołanym na uboczu trwającego w Bangkoku szczytu Współpracy Gospodarczej Azji i Pacyfiku.
Harris oświadczyła, że wystrzelenie rakiety było „zuchwałym pogwałceniem” licznych rezolucji ONZ.
Na słowach potępienia się nie skończyło.
Południowokoreańska armia przekazała, że tamtejsze myśliwce F-35A wraz z amerykańskimi F-16 przeprowadziły manewry obronne przeciwko celom symulującym działania Korei Północnej. Ta ostatnia przeprowadza już drugi w tym roku test ofensywnej broni dalekiego zasięgu, co budzi uzasadnione zaniepokojenie krajów zachodnich oraz współpracujących z nimi państw azjatyckich.
MT