Niezwykłe odkrycie u wybrzeży Kalifornii!

130

W przybrzeżnych wodach Kalifornii, odkryto gatunek niewielkiego małża, który uznawano za od dawna wymarły. Po raz pierwszy współcześni ludzie ujrzeli to zwierzątko żywe. Wcześniej znane było jedynie ze znajdowanych skamielin.

 

Odkrycie nowego gatunku zawsze jest wydarzeniem intrygującym, ciekawym i optymistycznym. Jednak zobaczenie na żywo i żywego organizmu, który uważano za wymarły od czasów dinozaurów to prawdziwa sensacja! Tym większa, że małż się nie chował w głębinach, czy niedostępnej dżungli, a wiódł spokojne życie filtrującego mięczaka, tuż u wybrzeży Kalifornii.

Oceanolog Jeff Goddard z Marine Science Institute na Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Barbara, winny całego zamieszania, prowadził badania w doskonale znanych i wydawałoby się, dogłębnie zbadanych wodach przybrzeżnych południowej Kalifornii. Nie szukał tam, bynajmniej zmartwychwstałych skamielin, ale bezskorupowych ślimaków morskich.

Szukając pożądanych organizmów brodził w wodzie i odwracał kamienie. Pod jednym z nich zauważył dwa małe, półprzezroczyste małże. Na jego widok oburzone zwierzątka najpierw zatrzasnęły się w skorupach, a potem wysunęły z nich filtrujące stopy – przejrzyste i ozdobione białymi, poprzecznymi paskami.  Choć odkrycie miało miejsce w roku 2018, dopiero teraz zostało ujawnione szerszej publice.

Jeff Goddard, który jest doskonałym hydrobiologiem od razu zauważył, że najprawdopodobniej ma do czynienia z nieznanym nauce gatunkiem. Podjął słuszną decyzję, opierając się pokusie zabrania zwierzątek ze sobą i pozostawił je w miejscu ich bytowania. Wcześniej, jednak, małże przeżyły pierwszą w życiu sesję foto i zostały dokładnie obfotografowane z każdej możliwej strony swego małżowego jestestwa.  Po zakończeniu przymusowego pozwania wróciły pod swoje kamienie, do filtrowania przybrzeżnych wód.

Zafascynowany znaleziskiem Goddard postanowił poradzić się bardziej doświadczonego kolegi.  Zdjęcia małży wysłał emerytowanemu ekspertowi w dziedzinie malakologii Paulowi Valentich-Scottowi z Santa Barbara Museum of Natural History. Ten zafascynował się znaleziskiem, jednak do podjęcia próby oznaczenia, potrzebował przynajmniej jednego osobnika w całości.

Łatwiej powiedzieć niż zrobić – po raz kolejny to powiedzenie okazało się nader słusznym. Goddard przez kolejny rok wracał w miejsce znalezienia przezroczystych mięczaków, ale nie udawało mu się znaleźć niczego, co by je choć trochę przypominało.  W końcu trafił na, tym razem tylko jednego przedstawiciela tajemniczego gatunku.  Kiedy Paul Valentich-Scott przystąpił do oględzin mięczaka,  stwierdził, że organizm ten nie pasuje do żadnego ze znanych i występujących w tej okolicy zwierząt.

No i zaczęła się akcja poszukiwawcza. Zespół przekopywał się mozolnie przez literaturę malakologiczną, począwszy od publikacji z XVIII wieku.  Skupili się  jednak na poszukiwaniu zwierząt uznanych za wymarłe.  W ten sposób natrafili na publikację z 1937 roku, w której opisane zostały skamieniałości małż o nazwie Bornia cooki, obecnie klasyfikowane jako Cymatioa cooki. Opisał je ówczesny badacz George Willett, który pomimo zbadania w okolicach Baldwin Hills (Los Angeles) około miliona różnych skamieniałych organizmów osobiście na wspomniane małże nigdy nie natrafił. Nazwa zaś pochodzi od nazwiska badaczki, Edny Cook, która jako jedyna znalazła dwie z nich.

Tajemnicą pozostaje, dlaczego przez tyle lat nikt nie natrafił na mięczaki z gatunku uznanego za od dawna wymarły? Badacze podejrzewają, że larwy tych maluchów zostały przyniesione  z prądami morskimi i znalazły w ciepłych wodach przybrzeżnych południa USA, korzystne warunki do rozwoju.

MT

Co marynarze przemycali do Polski?