Gympy-gympy – niewinna nazwa piekielnego wynalazku ewolucji

Obserwatorowi z zewnątrz Australia może się wydawać istnym piekłem na ziemi. Ten najmniejszy z kontynentów, odcięty od pozostałych, stworzył własne gatunki fauny i flory, w zestawie najbardziej zabójczym ze wszystkich miejsc na planecie.

Spotkać tam można (oby nie!), między innymi najbardziej niebezpieczną pokrzywę na globie. Przy gympy – gympy smaganie dojrzałymi pokrzywami zwyczajnymi, czy nawet żegawką, uznać można za przymilne pieszczoty. Ba! Przy niej nawet siejący postrach barszcz Sosnowskiego wydaje się niewinny niczym koperek na młodych ziemniakach!

Pokrzywa z piekła rodem

Endrocnide moroides rośnie w lasach deszczowych Australii, na nasłonecznionych polanach przede wszystkim stanu Queensland. Przez wieki ewolucji wypracowałą nader skuteczny sposób ochrony przez zrywaniem, deptaniem i niszczeniem, choć, jak się później okaże, nie wszyscy przejmują się jej właściwościami.

 

Choć jest bliską kuzynką doskonale nam znanych pokrzyw, sama jest niewielkim drzewem, osiągającym od 4 do 10 metrów wysokości. Jej liście i pędy pokryte są gęsto włoskami parzącymi zawierającymi neurotoksynę. Trichomy, bo tak nazywają się te igiełki, potrafią przebić się przed odzież, a nawet skafandry ochronne powodując niewyobrażalny ból.

Usuwa się je za pomocą wosku, na zasadzie takiej jak depilacja, jednak bardzo trudno jest pozbyć się ich całkowicie. Po wbiciu w skórę nieostrożnego wędrowca, czy botanika – amatora, włoski uwalniają moroidynę. Teoretycznie nie uszkadza ona narządów wewnętrznych, zatem nie jest niebezpieczna dla organizmu. Jednak znane są przypadki samobójstw wywołanych bólem nie do wytrzymania, a także śmierci z wyczerpania po kontakcie z gympy-gympy, kiedy serce nie wytrzymuje długotrwałego, nieznośnego bólu.

Groźny nie tylko dotyk

Przebywanie w pobliżu tej niebezpiecznej rośliny powoduje zmiany skórne, swędzenie i ból oraz silne podrażnienia dróg oddechowych. Właściwości zachowują nawet wysuszone, wieloletnie jej części. Ta pokrzywa z piekła rodem, wzbudziła nawet ożywione i niezdrowe zainteresowanie przemysłu zbrojeniowego. Obecnie w miejscach w których rośnie postawione są tablice ostrzegawcze ale … rodzime gatunki zwierząt odporne są na jej właściwości.

Rzec można, że Dendrocnide moroides jest australijską, florystyczną nacjonalistką, którą zjadać mogą torbacze, przysiadać rodzime gatunki ptaków, a dziurki w wielkich liściach wygryzać owady – byle rdzennie australijskie. Biada tym, których przodkowie przybyli na najmniejszy z kontynentów w oczach planety niezbyt dawno i skuszą się na wielkie, sercowate liście, czy przypominające morwę owoce. Pożałują tego szybko i boleśnie. Bardzo boleśnie.

 

Szaleństwo, czy odwaga?

Niektórzy naukowcy w pasji poznania potrafią przekraczać granice ekstremum. Pewna badaczka, a konkretnie dr Marina Hurley z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii, postanowiła na własnej skórze wypróbować działanie gympy-gympy. Swoje, niewątpliwie niezapomniane wrażenia, określiła jako „połączenie jednoczesnego poparzenia kwasem z porażeniem prądem”.

Ból nasila się przez około pół godziny, po czym w stanie niezmienionym i nieznośnym, trwa przez kilka tygodni. Pozostające w skórze włoski parzące cały czas uwalniają neurotoksynę, więc każdy dotyk, wzięcie prysznica, a nawet zmiana temperatury powodują eksplozje niewyobrażalnego bólu. Niektórzy naukowcy twierdzą, że winę za cierpienia wywoływane przez piekielną pokrzywę ponosi nie moroidyna, ale peptyty o składzie chemicznym zbliżonym do jadu skorpiona.

Upiorne właściwości substancji polegają na wprowadzeniu zmian w komórkach, które nieprzerwanie wysyłają do mózgu sygnały bólowe, choć źródło bólu zostało usunięte. I tak tygodnia, a nawet latami.

MT

 

SKOMENTUJ

Dodaj komentarz
Wpisz swoje imię