Tony papierów, przemyśleń, w końcu lot, spotkanie z urzędnikiem imigracyjnym na lotnisku i już. Jesteśmy w Stanach Zjednoczonych. Jeżeli to tylko krótkie wakacje – lekturę niniejszego artykułu możecie odłożyć na później. Jeżeli planujecie zabawić tu trochę dłużej, niż przeciętny turysta – przeczytajcie.
Po pierwsze, i tu zmieniamy liczbę mnogą na pojedynczą zakładam, że jesteś w Ameryce całkowicie legalnie, lub masz zamiar utrzymać status legalnego pobytu na terenie Stanów Zjednoczonych. Szkoda nerwów.
Prolog
Więc pierwszy punkt mamy już zaliczony i o nim zapominamy. Przynajmniej do czasu kolejnej lektury tego artykułu, dla przypomnienia. Skoro jesteś tu legalnie to idę o zakład, że przez pierwszych kilka lub kilkanaście miesięcy będziesz tęsknić za Polską, rodziną, domem, przyjaciółmi. I uwierz mi, że ta tęsknota przejdzie. Łatwo można się z nią zmierzyć. Więc kiedy po raz kolejny będziesz szukał biletów na lot do Polski „na jutro” pamiętaj, że nikt Cię tu na siłę nie trzyma. Nie jesteś na zesłaniu. Nikomu niczego nie musisz udowadniać, naprawdę. Twoi bliscy z tamtej strony oceanu nie będą Cię oceniać, kumpel z klasy dalej będzie Twoim najlepszym kumplem a sąsiadka z naprzeciwka ucieszy się z Twojego ewentualnego powrotu. I nie musisz jej przywozić amerykańskich trunków.
American dream
Pamiętaj, że każdy amerykański sen jest inny. Może być thrillerem, musicalem, może mieć wątki erotyczne. Każdy z nas śni inaczej. Jeżeli Twój własny, wyśniony american dream to tak naprawdę chęć wzięcia się w garść i wyciśnięcia z życia wszystkiego, co najlepsze – dobrze trafiłeś. Choć, i tu prywatna dygresja, jeżeli wiesz, czego chcesz od życia – będziesz to wiedział wszędzie. Czy tu, czy w Polsce, czy na antypodach. Miej z tyłu głowy słowa Olivera Stone’a:
W Stanach Zjednoczonych śnimy o pieniądzach. Oto prawdziwe amerykańskie marzenie.
To jego słowa, nie moje.
Nie daj się zwieść
Amerykanie są świetnymi aktorami. Ucieszą się na Twój widok, dziesiątki razy będą pytać o to, jak się czujesz, zaproponują kolejne spotkanie w bardzo bliskim, lecz nie do końca określonym terminie, powiedzą Ci, że wyglądasz zajebiście i zaproszą Cię na swoje urodziny. Pamiętaj jednak, że jeżeli zdecydujesz się na nie przyjść, to mogą Cię kompletnie nie pamiętać. W najgorszym wypadku wezwą policję. Bo mogą uznać Cię za stalkera albo jakiegoś świra. Nawet wtedy, kiedy w przypływie spontanicznej przyjaźni wyryli Ci swój adres długopisem, na Twojej dłoni. Chociaż, jak zauważyła Oriana Fallaci w książce „Wściekłość i duma”:
O tak – pomimo wszystkich niedociągnięć, które bez przerwy wytykamy i krytykujemy (choć jak zobaczymy, nasze europejskie są znacznie gorsze), Ameryka jest krajem, od którego możemy się dużo nauczyć.
Nie daj się oszukać
Dobra, w końcu oszczędności Ci się skończą i będziesz musiał zarobić jakieś pieniądze. Nihil novi. Nie zgadzaj się na pracę bez umowy. Na gębę. Bez konkretów. Powód? Twój hipotetyczny szef może zapomnieć o wstępnych ustaleniach i zmienić zasady, choćby wynagrodzenia, w trakcie gry. Jeżeli zdecydujesz się na walkę o tytuł pracownika roku, a to Twoja pierwsza praca miej na uwadze, że zasady ustalone na początku raczej nie ewoluują w stronę zarobków Billa Gatesa. Ani nawet początkującego Donalda Trumpa.
Koniec języka za przewodnika
I to nie tylko w tym znaczeniu. Ucz się języka angielskiego, rozmawiaj z Amerykanami, oglądaj filmy w oryginale, czytaj książki, zjadaj ten język. Przyda Ci się. I chociaż (raczej) nigdy nie pozbędziesz się słowiańskiego akcentu, to zaczniesz swobodnie poruszać się w (serio) zupełnie obcej kulturze. Spodoba Ci się. Łatwiej Ci się będzie zasymilować. O czym już było w prologu.
Dura lex, sed lex
Zorientuj się, jakie masz prawa. Czy to w pracy, czy w domu, bo przecież mieszkanie, dom, apartament, musiałeś wynająć, kupić, czy to w związku z kupnem samochodu, czy rezygnacji z karty kredytowej. Zorientuj się, czy w Twojej okolicy nie ma bezpłatnych porad prawnych. Nie lokuj wszystkich swoich oszczędności na kontach prawników, daj im poczekać na to, aż zostaną Twoimi usługodawcami.
Ale tu fajnie
Uwierz mi, że przyjdzie taki dzień, w którym staniesz przed lustrem i powiesz: „kurde, jestem u siebie, ale tu fajnie”. Ten dzień ma to do siebie, że przychodzi znienacka i nie ma żadnego, absolutnie żadnego, z góry ustalonego checkpointu. Dla jednego jest to tydzień czekania, dla innego miesiąc. Teraz będzie pesymistycznie, bo może to być rok, dwa, pięć a niektórzy nigdy tak nie powiedzą. Nie powiedzą tego, co jest napisane w drugim wierszu tego akapitu.
I pamiętaj to, co pamiętał i wytknął Stanisław Jerzy Lec:
Odkrycie Ameryki nie jest zasługą Amerykanów. Wstyd!