Irmgard Furchner złożyła odwołanie od wyroku, skazującego ją na dwa lata więzienia w zawieszeniu za służbę w obozie koncentracyjnym Stutthof. W zeszłym tygodniu sąd w Itzehoe w niemieckim kraju związkowym Szlezwik-Holsztyn skazał 97-latkę za współudział w zamordowaniu 10 tysięcy więźniów.
Apelacje od wyroku złożył również jeden z powodów. Teraz niemiecki Federalny Trybunał Sprawiedliwości sprawdzi, czy wyrok został wydany zgodnie z prawem i procedurami.
Między czerwcem 1943 a majem 1945 roku Irmgard Furchner służyła jako sekretarka komendanta obozu Stutthof Paula Wernera Hoppego, zajmując się jego korespondencją. W tym samym czasie jej mąż SS-man również służył w obozie. Podczas procesu wyraziła skruchę z powodu zbrodni, które popełniono.
Proces rozpoczął się we wrześniu zeszłego roku. Zanim została doprowadzona przed sąd, oskarżona kobieta próbowała uniknąć odpowiedzialności i wyjechała z Itzehoe. Zatrzymano ją w nieodległym Hamburgu. Ponieważ Irmgard Furchner w czasie służby była jeszcze nastolatką, proces odbył się przed sądem dla nieletnich.
Od 1939 do 1945 roku w Stutthofie więziono około 110 000 mężczyzn, kobiet i dzieci z 28 krajów. Większość z nich pochodziła z Polski, Związku Radzieckiego i Rzeszy Niemieckiej. Wśród więźniów było około 50 000 osób narodowości żydowskiej. Niemcy zamordowali blisko 65 000 więźniów tego obozu. Wielu z nich zmarło z przepracowania, niedożywienia i chorób. Podczas ewakuacji obozu i marszów śmierci zamordowano kilka tysięcy więźniów.
IAR
Polacy jeżdżą do Niemiec na roboty i takim ludziom sprzątają, podcieraja itd. Skąd niby przegrani mają te pieniądze? Wiadomo, że to zmarnowane podczas wojny, ale świat dalej milczy i przyzwala oprawcom, katom i ich potomkom żyć za nasze dziedzictwo. To jest sprawiedliwość? To oni powinni do nas przyjeżdżać pracować, jako nisko wykwalifikowani.